Renata
Gdy tylko wychodziła do pracy, a pracowała w salonie piękności i odnowy biologicznej jako instruktorka aerobiku, znikałem w łazience i prze kilkadziesiąt minut nie wchodziłem stamtąd. Najbardziej smakowite kąski zwinięte były po parę sztuk, w woreczki nylonowe, do których wsadzała swoje przepocone stringi po wyczerpującym seansie ćwiczeń. Z nabożną delikatnością rozwierałem zlepione śluzem miejsce krocza, tam gdzie kończył się najcieńszy pasek, który przylega do wnętrza pośladków. Zapach był nad zwyczaj intensywny. Już pierwszy wdech zwiastował rozkoszny orgazm. Jednak postanowiłem nie onanizować się tym razem. Chciałem po prostu napawać się tą wonią, która przyprawiała mnie o spazmatyczne drgawki.
Podczas wąchania, jak w życiu, najgorsza jest monotonia, gdy wąchasz ciągle i z rozpędem, powoli zapach staje się Twoim "otoczeniem", tracisz jego specyfikę, jego ostry, przenikający przez wnętrze mózgu "prąd". Stąd też wszelka rutyna jest niewskazana. Kilka wdechów, powoli, do samego końca, potem wydech, bez odrywania nosa od majteczek, znowu, i wydech, dość! Trzeba zaczerpnąć bezbarwnego i nic nie znaczącego powietrza, oswoić się z normalnością, by za chwilę, już za momencik wrócić do krainy rozkoszy. Bez tych niewielkich przerw zapach wnika na tyle w ciebie, ze staja się tobą, czujesz tylko lekką słodycz...